LEGIA - NIEAKTUALNY MISTRZ POLSKI

Ciężko ma kibic Legii. Zwłaszcza w tym sezonie, bo drużyna niby jest zbudowana, niby Berg położył już na niej łapę, ale ciągle coś tu nie gra. Wczorajszy remis z Lechem Poznań na Łazienkowskiej raczej dumy klubowi nie przyniósł. Raczej jeszcze więcej zmartwień.

W tym sezonie Legia jest
w zasięgu każdej z drużyn Ekstraklasy. Od Podbeskidzia, przez Bełchatów po Lecha Poznań. Na szczęście nie jest jeszcze tak źle, bo Legia pokazała jednak swoją wyższość w meczu z 1.ligową Miedzią Legnica. Wczorajszy mecz, z największym rywalem w lidze, z marzeniami o kolejnym tytule mistrza Polski, trzeba było wygrać. Gospodarze zlekceważyli jednego z konkurentów do walki o mistrzostwo i zostali ukarani szybko strzelonymi przez Lecha dwoma bramkami. Piłkarze Legii wyglądali jak dzieci stojące w piaskownicy z wielką plamą od szczocha na spodniach. No ale jakoś się pozbierali. 

Ze statystyk wynika, że to Legia była lepsza. Popatrzmy.

Oglądając mecz widzieliśmy raczej Legię bezradną niż dominującą. Dużo bardziej sensowne wypady pod bramkę rywala przeprowadzał Lech, a dobre wrażenie sprawiał szczególnie napastnik Kownacki, którego rajdy z piłką wywoływały ogromne zamieszanie w szeregach obronnych Legii.

Po dwóch bramkach Lecha rozbawił mnie taki oto komentarz:
Oczywiście nie jest to obiektywne spojrzenie na mecz, a zwykłe sranie kibica Legii. Lech cały mecz konsekwentnie grał czterema obrońcami i przy wczorajszej nieporadnej grze gospodarzy  nie było nawet potrzeby, aby cofać się aż tak bardzo pod swoją bramkę. Nie jestem kibicem, ani Lecha, ani Legii, jestem kibicem polskiej Ekstraklasy i takie wypowiedzi dla tych, którzy oglądali mecz są śmieszne. 

Tak samo jak pierwszy gol dla Legii. Niby chciałoby się oglądać ładne strzały, piękne wrzutki, dokładne podania, wyćwiczone na treningach akcje... Po to ogląda się mecze. Kartofel, jakiego zasadził Brzyski strzelając przez przypadek gola na 1:2 był po prostu żenujący. Gol wyglądał pięknie, ale gdy na powtórce zobaczyliśmy co naprawdę chciał zrobić Brzyski - łzy same napływały do oczu. 

Dossa Junior. Dał się ograć jak junior przez juniora gdy Formella strzelił gola na 0:2. Młody piłkarz Lecha wymanewrował go jak dziecko, a obrońca Legii dał się wyprowadzić z równowagi. I to nie psychicznej tylko fizycznej równowagi. Portugalczyk na szczęście zrehabilitował się strzelając wyrównującego gola na 2:2, bo praca jaką wykonał szukając sobie miejsca do strzału głową, wymaga uznania. No i trochę zrehabilitował się też Brzyski, który Dossie piłkę dorzucał. 

Generalnie wczorajszy mecz Legii z Lechem był lepszy od derbów Liverpoolu, Zagłębia Ruhry i derbów Londynu razem wziętych. Fajnie, że Ekstraklasa po meczach europejskich potęg potrafiła nam jeszcze coś zaproponować i było co oglądać. Trochę cały obraz tego meczu psują kiksy typu centrostrzał Brzyskiego, bo nie jest poziom, który chcemy oglądać. 

Za tydzień Lech gra u siebie z GKS Bełchatów i, jak zdążył pokazać już obecny mistrz Polski, trzeba uważać. Legia natomiast za tydzień gra wyjazd z Piastem Gliwice, ale w Warszawie o dobrą atmosferę nie problem. Zrobią kilka konferencji, podpiszą parę autografów, cykną parę fotek i znów poczują się jak najbardziej profesjonalna drużyna w kraju. Pomimo, że nie potrafią na własnym stadionie pokonać największego rywala w lidze, podejdą do meczu z Piastem niczym zwycięzcy. 





0 komentarze:

Prześlij komentarz