Witamy Cardiff City w Premier League - analiza meczu

Czy wygrana Cardiff City z wicemistrzem Anglii to przypadek? Oczywiście, że nie! Drużyna Malky'ego Mackay'a przygotowała się do tego meczu perfekcyjnie i zasłużyła na zwycięstwo. Goście nie ustrzegli się jednak błędów i trzeba przyznać, że trochę Walijczykom w tym sukcesie pomogli. Jak? Szukajcie odpowiedzi poniżej. 

W porównaniu do przegranego meczu z West Hamem 0:2 Malky Mackay nie zrobił żadnych zmian w wyjściowej jedenastce na Manchester City. Zaufanie trenera we własną koncepcję opłaciło się. Beniaminek imponował dyscypliną taktyczną w defensywie i zawodnicy Manuela Pellegriniego mieli ogromne problemy z przeforsowaniem monolitu jaki tworzyli obrońcy rywala. Cardiff City bronił się wzorowo, momentami nawet całą drużyną na własnym polu karnym, tak jak na poniższym obrazku. 


Pierwsza połowa porywająca nie była, ale dzięki temu można było bliżej przyjrzeć się ustawieniu obu drużyn. Wbrew wszystkim ustawieniom prezentującym rozmieszczenie na boisku zawodników Cardfiff, łącznie z tym ukazanym przed meczem, gospodarze zagrali po prostu 4-4-2, a nie 4-3-3 jak sugerowali realizatorzy meczu. Najbardziej wysuniętym napastnikiem był oczywiście Frazier Campbell, a obok towarzyszył mu Bo-Kyng Kim, który lekko cofnięty pełnił rolę łącznika linii ataku i pomocy. Wyjątkowo dobrze widać było to, gdy Cardiff się broniło.


Nowa moda we współczesnym futbolu to harujący w defensywie skrzydłowi. Zarówno Whittingham i Bellamy w tych rolach spełniali się wyśmienicie i na swoich stronach boiska walczyli o piłkę nawet pod własnym polem karnym. Genialnym piłkarzem jest zwłaszcza Craig Bellamy. Premier League jest dla niego stworzona i mimo 34 lat swoją szybkością i doświadczeniem był prawdziwym huraganem dla obrońców Manchesteru City. 

Na pierwszego gola w meczu czekaliśmy aż do 52 minuty. Niech wielkie kluby żałują, że nie zarzuciły sieci na Edina Dżeko, bo Bośniak wyrasta na czołowego napastnika Premier League. Po raz kolejny udowodnił, że dysponuje naprawdę wybitnym strzałem i gol na 1:0, mimo przytomnej asysty Aguero, to tylko i wyłącznie zasługa jego ponadprzeciętnych umiejętności.

Niecałe 10 minut później wyrównało Cardiff i od tego momentu w główną rolę tego meczu wcielił się Koreańczyk Kim. Sami powiedzcie, jak słabą obronę trzeba mieć żeby jakiemukolwiek zawodnikowi pozwolić wykonać taki rajd?


Najpierw Toure (to największe zaskoczenie), później Fernandinho (tego dnia żadne), a na końcu Clichy. Wszyscy tylko przyglądali się jak Koreańczyk zbliża się do bramki Joe Harta. Za pilnowanie Campbella odpowiadał tego dnia Zabaleta i to nie był jego dzień. Zawalił wszystkie 3 bramki, ale o tym za chwilę. Piłka szczęśliwie trafiła pod nogi Gunnarsona i mamy wyrównanie. "Citizens" mają Dzeko, Cardiff ma Kima. 

Gole na 2:1 i 3:1 można podsumować właściwie tym o to obrazkiem. 


W obu przypadkach to Zabaleta jest tym, który pilnuje Campbella. W przypadku zawodnika, który ma 172 centymetry wzrostu jest to teoretycznie zadanie proste jak drut. Argentyńczyk był w tym meczu jednak tak niekompetentny, że nawet taka misja okazała się dla niego zbyt dużym wyzwaniem.

Podsumowując, Cardiff City ma zawodników, którzy z miejsca wkomponowali się w realia panujące w Premier League. Campbell, Kim i Bellamy są najlepszym tego typu przykładem. Minie trochę czasu zanim do takiego stylu gry przystosuje się kupiony z Sevilli za 13 milionów euro Chilijczyk Gary Mendel. Jednak Anglia ostatnio pokochała takich piłkarzy i defensywny pomocnik wszelkie zaległości nadrabia póki co nienaganną techniką i umiejętnością utrzymywania się przy piłce. Warto dodać, że zaliczył najwięcej przechwytów wśród wszystkich zawodników biegających po boisku. 

A co można powiedzieć o grze Manchesteru City? Tego dnia nie było widać ręki Manuela Pellegriniego, tak jak w meczu z Newcastle. Mocną stroną "Citizens" było utrzymywanie się przy piłce na połowie rywala i ataki skrzydłami. Zwłaszcza lewą stroną, bo aktywny na skrzydle był też Clichy, a Silva często angażował się w akcje w środku pola. Nie bez winy jest Cardiff, bo ich boczni obrońcy często nie nadążali wrócić, lub czekali na ataki stojąc we własnym polu karnym, tym samym dając dużo miejsca dla szybkich Hiszpanów. 

Bohaterem meczu powinien zostać okrzyknięty nie strzelec dwóch bramek, Campbell, a Koreańczyk Kim, bo to on jest inżynierem sukcesu Cardiff. Dużo łatwiej wybrać antybohatera, bo jest nim anemiczny, nieaktywny, niewidoczny i niewłączający się pod akcje Zabaleta. Chyba jeden z gorszych meczów w jego karierze. Słaby był też Navas i zdjęcie go z boiska było nieuniknione. Za dużo indywidualnych błędów popełnił też Fernandinho i jeśli do składu wróci Kompany, jego miejsce już na stałe powinien zając Javi Garcia. 

Witamy zatem Cardiff City w Premier League, bo meczem z Manchesterem City pokazali, że walijski klub wrócił tam gdzie jest ich miejsce. Ciekawe jak będzie to funkcjonować, gdy to oni będą drużyną, która dyktuje warunki na boisku i jest częściej przy posiadaniu piłki. Wierzę, że Malky Mackay już wie. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz