Jeśli nie za rok, to może teraz?


Większość zapowiedzi przed meczem Legii ze Steauą Bukareszt zaczyna się od retorycznego pytania "jeśli nie teraz, to kiedy?" Powtarzamy to do wyrzygania przed każdym ważnym meczem dla polskiej piłki, a najbardziej przejadło się to nam przed Euro 2012. Zatem już wiemy - to nie działa. 

Jestem przekonany, że jeśli Legia awansowałaby do fazy grupowej to odniosłaby przynajmniej jedno spektakularne zwycięstwo. Bo bardziej nam wychodzi mobilizacja przed grą z najlepszymi, niż udowodnienie, że wśród europejskich średniaków i słabeuszy zasługujemy na chociażby przyzwoitą pozycję. Tego udowodnić nie potrafimy i nasza piłka jest, gdzie jest. 

Najpoważniejszym problemem Legii wydaje się być to, że trener Jan Urban będzie miał w Bukareszcie do dyspozycji tylko dwóch, w dodatku nie robiących jakiejkolwiek różnicy, napastników. Na boisko wyjdzie zapewne Dwaliszwili, a gdy Gruzin skończy już rozgrywać swoje najgorsze 60 minut w życiu, to zapewne zastąpi go rześki i wiecznie młody, ale tylko z pozoru, Saganowski. I na tym nasze nadzieje muszą się opierać. Nie ma armat, nie ma fajerwerków. Jako napastnik może grać, i właściwie powinien, Ojamaa, ale ten z braku laku biegać będzie po skrzydle. 

No dobra, ale w polu pan Urban będzie miał jeszcze 9 innych, kumatych facetów i to od nich zależeć będzie czy będziemy płakać już po dzisiejszym meczu, czy powalczymy jeszcze o coś w Warszawie. 

W obronie jednak kolejny problem. Ze składu wypadł Bereszyński, ale na szczęście nie jest to aż tak wielka strata i szansę na prawej obronie do pokazania się powinien dostać Łukasz Broź. Skoro Legia wyciągnęła go z Widzewa, to po to, aby grał, a nie żeby chować go na ławce ze wstydu przed Rumunami. Jakiekolwiek kombinacje i rozbijanie pary stoperów Junior-Rzeźniczak mogą skończyć się tragedią. Na lewej obronie pewne miejsce ma pechowy w meczach o stawkę Wawrzyniak. 

Steaua taktyką raczej nie zaskoczy i zagra właściwie to samo, co Legia. Ale to nasi grają na wyjeździe i to oni bardziej się cofną. Za hamowanie ataków rywali odpowiadać powinna najsilniejsza na tę chwilę para defensywnych pomocników w Legii, Vrdoljak-Jodłowiec. Wyjątkowo mocno wspomagać ich powinien Miro "Niedozajechania" Radović. W takim meczu dużą liczbą defensywnych zadać powinni zostać obarczeni skrzydłowi, a wszystko wskazuje na to, że będą nimi Żyro oraz Ojamaa. No i jedyny napastnik - Dwaliszwili. Tutaj niestety już nic nie da się naprawić. 

Taki skład na tle Steauy nie wygląda aż tak tragicznie. Kilku zawodników Legii gwarantuje jakąś tam jakość i to powinna być podstawa do wywiezienia z Bukaresztu wymarzonego remisu. 

Z drugiej strony zestawienie "Wojskowych" jest jak najbardziej do przewidzenia i wydaje się być najbardziej naturalnym wyborem. Ciężko coś jednak zmieniać. Jeśli obrona nie zostanie ruszona, a Bereszyńskiego zastąpi Broź, to w pomocy pokombinować można jedynie wystawiając Łukasika lub Furmana zamiast Jodłowca. Ciężko pozbyć się ze składu Dwaliszwiliego, który w lidze wchodzi tylko z ławki, a oszczędzany jest na mecze pucharowe. Przewagą są jednak jego warunki fizyczne i tylko taki zawodnik będzie miał szansę przepychać się z solidnymi obrońcami Steauy. 

Pomimo wszystkich złych przesłanek, które mówią o tym, że będzie to niestety kolejny rok bez Ligi Mistrzów dla naszego kraju, to ja jednak wierzę, że uda się awansować. Najgorsze już przecież za Legią, bo choć kompromitacja była blisko, to udało się uniknąć totalnej kompromitacji. A dla każdej polskiej drużyny w europejskich pucharach już samo to jest małym kroczkiem do sukcesu. A więc Legio, jazda z... Rumunami!





0 komentarze:

Prześlij komentarz