QUO VADIS FALCAO?

Falcao zaskoczył rok temu i zrobił to ponownie. Przechodząc do Monaco skazał się na grę w średniaku ligi francuskiej bez perspektyw na europejskie puchary. Wielu szydziło z niego, że zmarnował sobie karierę, że poleciał na kasę. W zeszłorocznym wpisie broniłem go, bo jeśli ktoś podpisuje kontrakt, który gwarantuje 300 tysięcy funtów, no to raczej trudno powiedzieć że jest kretynem. A wielu tak twierdziło.

Jeśli chodzi o wypożyczenie do Manchesteru United to pod każdym względem Falcao przebił sam siebie. Nie dość, że będzie grał w jednym z największych , jeśli nie największym, klubie świata, to jego tygodniówka pozostała nienaruszona. Anglicy będą przecież płacić, może nie całość, ale dużą większość obrzydliwie potężnej pensji Kolumbijczyka. 

Są też inne plusy, bo do jakiego Manchesteru United przychodzi Falcao? Do Manchesteru, którego ambicje zaledwie przez rok zostały zdegradowane do walki o europejskie puchary. Można było się łudzić przed sezonem, ale teraz wszyscy widzą, że nie ma w Premier League drużyny, w meczu z którą "Czerwone Diabły" byłyby absolutnymi faworytami. Już nawet mecze z WBA czy West Hamem są tak dużą niewiadomą, że ogląda się je równie emocjonująco co pojedynek Arsenalu z Liverpoolem. Nie ma w United już tej presji, która zrujnowała zdrowie Moyesa, a dawała siłę by żyć Fergusonowi. Jeśli Falcao coś spartoli - zupełnie nic się nie stanie, po roku wróci do Monaco i jeśli los będzie sprzyjał, zagra w Lidze Mistrzów. Tak mało do stracenia, a bardzo dużo do zyskania, bo przecież niewykluczone, że potencjał Falcao w końcu zostanie wykorzystany w 100%, a wszyscy wiemy, że 28-letni napastnik jest w stanie sięgnąć nawet po Złotą Piłkę. 

Zobaczymy. Być może ten sezon da odpowiedź, nawet samemu Falcao, czy warto jeszcze zabijać się dla trofeów i chwały, czy po prostu dociągnąć ten biznes do końca i zamknąć interes na ogromnym plusie. Ja życzę mu tego i tego. 




0 komentarze:

Prześlij komentarz